Śmieszne dowcipy o zakładach bukmacherskich

Co ciekawe, wśród żartów o zakładach bukmacherskich najwięcej można znaleźć dowcipów o wyścigach konnych – wiodą one prym wśród dowcipów bukmacherskich, stanowią więc również większość kawałów, jakie dziś przestawiamy.
Poniżej znajdziecie 5 najlepszych według nas dowcipów, których osią są zakłady bukmacherskie.
Walka z czasem – dowcip bukmacherski nr 1
Mężczyzna siedzi przy biurku konsultanta w banku, czekając na decyzję kredytową. Konsultant przestaje stukać w klawiaturę komputera i oświadcza:
– Mam dla pana dobre wieści: pana wniosek o pożyczkę został zaakceptowany.
Mężczyzna uśmiecha się szeroko, po czym na jego czole pojawia się zmarszczka, sugerująca zmartwienie.
– Wspaniale, bardzo panu dziękuję! Jak długo to potrwa, zanim otrzymam pieniądze na konto? – spogląda na zegarek i jego oczy rozszerzają się w panice. – Najbliższy mecz zaczyna się za mniej niż 30 minut!
Mądry typer po szkodzie – dowcip bukmacherski nr 2
Dwóch typerów spotyka się na wyścigach. Po przegraniu wszystkich postawionych zakładów, jeden mówi do drugiego:
– Wiesz, dochodzę do wniosku, że konie są mądrzejsze od ludzi.
– Jak to? – odpowiada drugi.
– Słyszałeś kiedyś o koniu, który zbankrutował, składając zakłady na człowieka?
Ach te wspaniałe kostki cukru, czyli wyścigi konne z przymrużeniem oka – dowcip bukmacherski nr 3
Trener dawał ostatnie wskazówki dżokejowi, który miał wystartować w następnym wyścigu. Mówiąc, dyskretnie wsunął coś do pyska konia akurat w momencie, kiedy steward przechodził obok nich.
– Co to było? – zapytał natychmiast steward podchodząc do trenera.
– Och, to? Nic, tylko kostka cukru. – to mówiąc trener poczęstował jedną kostką stewarda i sam również wziął jedną do ust.
Gdy tylko podejrzliwy steward oddalił się, trener wrócił do udzielania wskazówek dżokejowi.
– Po prostu trzymaj się toru. Wygraną masz w kieszeni. Jedynymi, którzy mogą cię wyprzedzić, jesteśmy ja i ten steward.
Blondynka i obstawianie wyścigów konnych – dowcip bukmacherski nr 4
Mąż blondynki, która nałogowo grała na wyścigach konnych, stwierdził, że ma tego dość.
– Trwonisz wszystkie nasze pieniądze na torze! Dłużej tego nie wytrzymam! Jeśli jeszcze raz wrócisz a wyścigi, nasze małżeństwo jest skończone!
Blondynka postanowiła podjąć próbę pokonania nałogu i udało jej się utrzymać z dala od toru przez tydzień. Gdy potrzeba pójścia na wyścigi stała się niemal nie do zniesienia, udała się do kina, żeby oderwać myśli od hazardowego głodu. Kupiła bilet na film o dziewczynce, która leczy kontuzjowanego konia wyścigowego i wraz z nim bierze udział w zawodach, jako najmniej obstawiany do wygranej uczestnik. Koń ma właśnie biec w ostatnim wyścigu na ekranie, gdy blondynka odwraca się do mężczyzny, siedzącego za nią i mówi:
– Stawiam 50 dolarów na faworyta.
– Wchodzę w to. – odpowiada mężczyzna. – Ja obstawiam najsłabszego konkurenta.
Oczywiście, główna bohaterka filmu wraz ze swoim koniem wygrywają finałowy wyścig. Blondynka odwraca się do mężczyzny i podaje mu pieniądze.
– Nie mogę ich przyjąć. – mówi mężczyzna. – Widziałem już ten film wcześniej.
– Ja też. – odpowiada spokojnie blondynka. – Ale miałam nadzieję, że faworyt bogatszy o doświadczenie z poprzedniego razu, teraz wygra.
Bukmacherkę ma we krwi – dowcip nr 5
Mały Jaś był w klasie, gdy nauczycielka oznajmiła, że tego dnia spróbują czegoś nowego, żeby lepiej poznać się nawzajem i poprawić umiejętność literowania.
– Chciałabym, żeby każde z was wstało po kolei i powiedziało jaki zawód wykonuje wasz tata, przeliterowało go i podało jedną rzecz, którą wasz tata dał by nam dziś, gdyby był tu z nami. – powiedziała do dzieci.
Pierwsza uczennica podniosła rękę, by się wypowiedzieć, na co nauczycielka zgodziła się:
– Proszę Marysiu, możesz być pierwsza.
Marysia wstała:
– Mój tata jest bankierem. B-A-N-K-I-E-R. I gdyby był dziś tutaj dał by nam wszystkim po nowiutkim grosiku.
– Bardzo ładnie Marysiu. – powiedziała nauczycielka. – Kto następny?
Krzyś wstał i oświadczył:
– Mój tata jest księgowym. K-Z, nie, źle… K-S-Z, nie…
Nauczycielka przerwała Krzysiowi i powiedziała mu by usiadł i zgłosił się ponownie, gdy będzie wiedział jak przeliterować zawód swojego ojca.
Jasio podniósł szybko rękę z nadzieją, że nauczycielka go wywoła i tak też się stało. Wstał więc i powiedział:
– Mój tata jest bukmacherem. B-U-K-M-A-C-H-E-R. I gdyby był tutaj dziś, dałby nam szanse 20 do 1, że Krzysiek nigdy nie nauczy się literować słowa „księgowy”.